W krajach arabskich, jak wiadomo obowiązuje bardziej lub mniej przestrzegana prohibicja. W krajach bardziej opartych na turystyce przymykają na to oko, powiem więcej- alkohole „miękkie” czyli piwo lub wino są dostępne czasem w sklepach. W Algierii można było wyczaić słynne nawet we Francji „Cuve de President” lub „Monts de Tessala”, w Tunezji oficjalnie choć wstydliwie sprzedawano tunezyjskie różowe wino w sklepach typu „monoprix”, w Maroku- na sukach nieoficjalnie bez sankcji (nawet whisky bez specjalnych wstrętów).
W Libii za to ryzykowało się głową. Policja robiła naloty i jak kto nie daj boże został przyłapany- groziło więzienie, a to już było gorsze niż wojna. Podczas nalotu na nasz dom, ci ostrzeżeni w porę szybko i gorliwie wylewali zacier i inne dowody zbrodni do kanalizacji, aż szedł szum. Bułgarzy wszelako nie zdążyli i 30 chłopa zasiliło trypolitański „karabusz”. Dobrze że dali wszystkich do jednej celi. Tak czy owak dni w które rzucali do sklepów drożdże był jednocześnie dniem zakupów większego pakietu dla sprawdzenia zawartości cukru w cukrze. Kiedyś sprzedawca sklepu „pod strzałką” przy ulicy Ben Ashur spytał mnie jakie to narodowe polskie danie przyrządzamy z 5 kg cukru i paczki drożdży. Odparłem: ciasto, wspaniałe polskie, wg ściśle strzeżonej receptury, ciasto. Czy mógłby spróbować?- on na to. Oczywiście. Poczym żony naszych kolegów- aby bezpiecznie wyjść z twarzą- piekły ciasta drożdżowe i wybrały takie aby dociekliwego sprzedawcę zaspokoić a jednocześnie zniechęcić. W Algierii rzadko kto miał aparaturę do pędzenia za to pęd do napojów lekkowyskokowych mieli wszyscy. Stąd kwitnąca wokół produkcja wina własnej roboty wg różnych receptur. Nasz znajomy Rumun pędził wino z daktyli, stąd przezwisko Caucescu-Dactilescu. Winogrona były przez 2-3 miesiące, toteż przez resztę roku najczęściej było produkowane wino z ryżu.
Prawie każdy szanujący się kooperant posiadał 20-litrowy kanister gdzie dojrzewało wino które następnie zlewało się (z wierzchu, bardzo delikatnie aby nie zmieszać z fuzlem) do butelek. Pierwsza skrzynka butelek- tzw pierwszy odstojnik, potem czynność zlewania z wierzchu była powtarzana aż do uzyskania klarownego pięknego płynu o smaku... no, powiedzmy Cinzano. Cykl produkcyjny był ciągły i kiedyś doczekałem się nie byle jakich słów uznania od kolegi: u ciebie to jak w Kanie Galilejskiej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz