Kreta, wyspa nie należąca do Maghrebu, ale po cóż byłby tytuł że nie tylko Maghreb? Wyspa prześliczna widokowo, mająca mnóstwo atrakcji i możliwości. Przede wszystkim leży tam wąwóz Samaria, najdłuższy w Europie bo liczący 18km. Przejść go o własnych siłach- wyczyn to nie lada, w nagrodę dostaje się specjalny dyplom. Ponieważ jesteśmy oboje piechurami (Ewelina nawet większym) postanowiliśmy przejść ten wąwóz -atrakcja Krety nr 1. Już o 6 rano zajeżdża po nas autobus i o 8:00 punktualnie meldujemy się u wejścia do wąwozu. Przed wejściem musimy, jak w samolocie, wysłuchać instrukcji. Po pierwsze dobrze się zastanowić (no ale jak kto zapłacił, wstał o 5 rano i już jest tu, to chyba się zastanowił) bo nie ma drogi powrotnej- no way out, no way back. Punktem docelowym jest wybrzeże gdzie to czeka statek. Tu zatem wejście, zejście 500 m w dół, 18 kilo wędrówki i wyjście tzn wypłynięcie.
Jest i ruchomy punk sanitarny w postaci osiołka, jak kto złamie np. nogę to sadzają go na to biedne zwierzę które go zawiezie (a może raczej zaniesie) do portu. Nie wiadomo jakie obciążenie osiołek wytrzyma- tego nie testowano. Nie wiadomo dokładnie co się stanie jak osiołek padnie, albo jak zachoruje nagle 2 uczestników. Lub więcej. Podejrzewam że wtedy reszta wycieczki po prostu ich zje, żeby niepotrzebnie nie nieść zbędnego ciężaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz