Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.

środa, 7 marca 2012

kończymy objazd


Dzień 7. Rankiem kontynuacja zwiedzania Marakeszu. Już luzik bo dziś zamykamy pętlę- wracamy do Agadiru. Ale póki co odwiedzamy jeszcze w sennym nastroju meczecik z minaretem kutubija i zapuszczamy się w wąskie uliczki Medyny. A tam oczywiście stragany wychodzące na ulicę, rzemieślnicy pracujący na oczach wszystkich. Tu idzie facet z owcą po pachą- być może idą sobie na obiad, tu przemyka gościu na rowerze lub zgoła motorowerze,

tu żebrak w załomie muru, tam znów grają w piłkę. Można napić się wody lub coś zjeść w barze na 2 stoliki, reklamującym się zatkniętą na patyku baranią głową. Po drodze odwiedzamy tradycyjne domostwo arabskie z podwórkiem. Za chwilę piękna, misternie wykończona medresa czyli akademia koraniczna.



By obejrzeć drugą tak piękną medersę należałoby pojechać do Fezu lub jeszcze lepiej na płn- wschód do Tlemcen. Ponad 1000 km więc nie decydujemy się. Wreszcie znów wychodzimy na znany już nam plac Jamma El Fna. Atmosfera inna niż w nocy, choć tyż ciekawie. W przydrożnym barze mają, o dziwo, mergezy toteż zamawiamy po dużej porcji i płacimy jakieś grosze.
Zmieniam obiektyw na lufę tele i czekając na obiad strzelam sporo fotek niezauważony. Te niepozowane wychodzą oczywiście najlepiej. Na koniec rejestruję kupno węża, żywego nie ogrodowego, i po „przybiciu piątki” przez handlujących, wreszcie na stół wjeżdżają tak długo oczekiwane mergezy. Pychota.


Na ostatnim postoju przed Agadirem zwołujemy Radę Glob-Trotuarów i szybciutko podejmujemy uchwałę, by zrobić składkę do kapelusza dla naszego kierowcy Mohameda i jego pomocnika Bachira. Prawie wszyscy solidarnie składają się po kilka złotych, aliści niespodziewanie niektórzy z oburzeniem odmawiają, że przecież już dali a wszystko miało być opłacone.
Zebraliśmy jednak dość pokaźną sumkę, a do wręczenia został delegowany Alibaba, toteż teraz wygłaszam króciutkie podziękowanie i wręczam mu woreczek z dirhamami (choć co poniektórzy wracający już do Polski, goli w dinarach wrzucają do woreczka Euro). Chłopina jest autentycznie wzruszony. Przy okazji hip-hip hurra dla Natalii. Zielona noc, jutro się rozstajemy, część wraca, część pozostaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.