Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.
poniedziałek, 19 marca 2012
Essaouira
Dzień 10. Essaouira. Rankiem podjechali z wypożyczalni z nowiutką Dacia Logan, zapakowaliśmy się i w drogę odwiedzić ten sławny port rybacki. Jedziemy przez prześliczny corniche, nie spiesząc się pstrykamy fotki, i za chwilę wjeżdżamy w góry. Mijamy malowniczą wytwórnię garów i nagle oczom naszym ukazuje się zatoka a w oddali stary port stare miasto i fort. Czynny malowniczy port rybacki otoczony milionem rozkrzyczanych mew, w porcie oczywiście łodzie sieci, stare (i trochę nowsze) kutry. Wchodzimy na mury starego fortu z armatami na których obok logo wytwórcy widnieje data 1744.
W oddali wysepki i zachwycający widok na stare miasto dokąd właśnie zmierzamy. Medyna urocza, stare wąskie uliczki, kolorowe, sklepiki, rzemieślnicy , restauracyjki.
Nie jedzcie tutaj!- ostrzega nas przechodząca arabka gdy rozpatrujemy wejście do jednej z nich- tu dają byle co i drogo, pokażę wam lepszą. 50 wariatów za porcję ryby atlantyckiej (4 euro) nie wyglądało przerażająco, ale co nam szkodzi sprawdzić. Ciągnie nas przez pół medyny i z dumą pokazuje restauracyjkę: tu u mojego kuzyna jest dużo lepiej. Było dużo (120 za porcję) drożej.
Więzy mają tutaj wyjątkowo silne. Mawiają wszak:
Ja przeciw bratu, lecz
Ja z bratem przeciwko kuzynowi
Ja z kuzynem i bratem przeciwko sąsiadowi
Ja z kuzynem, bratem i sąsiadem przeciwko obcemu.
W małej i nastrojowej restauracyjce zamówiliśmy obiad.
Patrzę w kartę i oczom nie wierzę- są burki (brick). Dałem się nabrać i przestrzegam- burki tylko na wschodzie Algierii i w Tunezji, tutaj tylko kiedyś o przepisie na burka słyszeli. Ale i to niedokładnie. Ale ryba- paluszki lizać, Kofta (nie Jonasz tylko taka odmiana mergezów) – też. Ogólnie pozytywnie, i dwukrotnie taniej niż „u kuzyna”.
W drodze powrotnej jeszcze tylko zakupy owoców w małym sennym miasteczku. Za chwilę zaliczamy zachód słońca nad oceanem w bardzo fotogenicznym miejscu. Za niedługo już widzimy „śledzia” to znaczy – jesteśmy już w domu. Jutro wycieczek ciąg dalszy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz