skoro jesteśmy w egzotycznym kraju, porzućmy wszelkie MacDonaldy etc i pokosztujmy (bezpieczne, nie bójmy się) miejscowej kuchni. Przestrzegajmy jeno podstawowe zasady higieny:
nie pijemy surowej wody z kranu (tak zresztą jak i u nas)- są normalne wody butelkowane.
zielenina, w szczególności zielona sałata może nieść ryzyko ameby. Powstrzymajmy się, lub sami (jeśli możemy) umyjmy ją.
Dla ułatwienia dodam ,że podczas 7 lat spędzonych w tym regionie ni ja, ni moja rodzina nie złapała ameby ani razu. A jedliśmy w zasadzie wszystko. Nie zanotowaliśmy też ani jednego przypadku tzw. zemsty faraona (aktywnej w Egipcie) lub innego fakira.
warte wzmianki są zupy- siorba, harrira oraz tzw burki
burek(lub brick) jest to cos w rodzaju naleśnika z kruchego ciasta, wypełniony kartoflami puree, mielonym mięsem cebulą i pietruszką. W to wbijane jest jajko, naleśnik składa się w kształt cegły (brick) i wrzuca się na wrzący olej. Pyszne to mało.
Mille feuille.
Słynne francuskie ciastka, kruche składające się jakby z tysiąca cieniutkich płatków, czyli milfejki były przysmakiem wielu Polaków, mieliśmy nawet swoją ulubioną patiserię (cukiernię), gdzie były najlepsze. Kiedyś, będąc w mieście z kolegą przechodziliśmy koło naszej cukierni, i owemu koledze strasznie owe milfejki zapachniały. Wiesz co- powiedział- taka mam ochotę, poczekajcie wejdę i kupię tę… tu wahanie.. jak to się nazywa, no wiesz,
Maniuś- uświadomiłem go- to nazywa się fenouil (fenuj, po naszemu chyba fenkuł, koper włoski czy inne zielsko), kup i dla mnie. Fenuj, milfej, nie odróżni?- myślę sobie. Wszedł dzielnie (zna wszak nowe – chyba już piąte czy szóste) słówko francuskie. Fenuj!- powiedział i spojrzał sprzedawczyni głęboko w oczy.- Dwa!
Sprzedawczyni dzielnie opanowała zdziwienie, walcząc ze śmiechem odwróciła się w stronę półek i zapakował mu …. Dwie świeżutkie milfejki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz