Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.

czwartek, 28 lipca 2011

na północ przez stary Rzym

Na północ teraz wiedzie kilka dróg, i sporo jest do zwiedzania, z Tuggurtu do Biskry można pojechać krótszą zachodnią drogą, my polecamy jednak trochę dłuższą drogą wschodnią przez El Oued- miasto tysiąca kopuł. Niezwykły to widok miasta, w którym nie ma płaskich dachów, lecz kopuły w kształcie tak tradycyjnym, jak i przekrojonego walca. Na wjeździe do miasta obowiązkowo Akademia Teologiczna.
Z El Ouedu (oued, to okresowo wysychająca rzeka) kierujemy się w stronę Biskry.

Z „Radia Koopera”

Raz filister z miasta Biskra wsypał piasek do kanistra
Taj, szto diełasz? Piesok krugom!
Jak przyjdziecie- to niedługo!


Biskra jest na wschodzie kraju (jak Ain Sefra na zachodzie) granicznym miastem pustyni. Jadąc stąd (znów 2 drogi) zachodnią drogą trafiamy na oazę El Kantara, czyli Wrota Pustyni. Od południa jadąc widzimy pasmo wzniesienia na ok. 50 m z wyżłobieniami jakby wyczesane grzebieniem – to skutek opadów deszczu. W końcu dostrzegamy przerwę przez którą prowadzi droga i oczom naszym ukazuje się
przepiękna oaza, i tu zaczyna się masyw gór Aures.
Ale tak naprawdę to wszystkie wycieczki układane są tak, by dojechać od północy do Biskry, przez El Kantarę, a wrócić na północ przez tzw Balkony Rouffi. Miejscowość Rouffi znana jest powszechnie
-po pierwsze: z głębokiego na 200m wspaniałego widokowo kanionu. W ścianach kanionu wykute są korytarze i krużganki, wydrążone groty i doklejane domy. Po dziś dzień (jak w Beni Badhel, tyle że w dużo większej skali) mieszkają tam ludzie. -po drugie: z nieograniczonych możliwości handlu. W górach Aures kwitnie rękodzieło, a jednocześnie brak wszystkiego. Za stare ubrania i buty można (drogą handlu wymiennego) stać się właścicielem wspaniałych dywanów czy biżuterii. Ale północna Afryka to przecie kolebka kultury rzymskiej, ślady działalności Marka Aureliusza, czy Oktawiana są po dziś dzień świadkiem potęgi Imperium. Do jednego z takich miast
– Timgadu właśnie zmierzamy. Wjazd przez Bramę Trajana prowadzi główną aleją gdzie doskonale widać wyżłobione koleiny. Świetnie zachowany układ miasta, termy, forum, biblioteka, teatr i w końcu bardzo ciekawe muzeum czynią z Timgadu miasto Nr1 w hierarchii starożytnych miast. Innym miastom rzymskim też nic nie brakuje:


Djamila- przepięknie położona w sercu gór,
leżąca nad samym morzem



Tipaza- najrozleglejsza i najefektowniejsza, Hierapolis koło Guelmy- z olbrzymim amfiteatrem, czy też leżący u stóp Bazyliki Św Augustyna- Hippone, protoplasta miasta Bone, obecnie Annaba.

poniedziałek, 25 lipca 2011

przygoda na pustyni

Z cyklu: „opowieści algierskie”
Szyba

Wyjeżdżamy naszą Renówką 18 o wdzięcznym imieniu „Bagnol” z Ouargli, zmierzając w stronę Touggourtu. Nagle huk i przede mną robi się biało- z kamionetki jadącej z przeciwka spadł widać kamień i uderzył w szybę. W owych latach (lata osiemdziesiąte) szyby hartowane były standardem, choć nowoczesne, klejone tez już montowano, w naszym baniolu jednak była hartowana.
Co robić, stajemy na poboczu i delikatnie wypychamy resztki szyby na koc i sprzątamy co można ale pozostaje problem; co z szybą? Do „cywilizowanych” regionów blisko 1000 km, bez szyby nie dociągniemy, zresztą mieszkańcy Ouargli też ludzie, nie?
Wracamy zatem i na wjeździe do miasta widzę warsztat samochodowy. Wysiadamy i z synem idziemy rozeznać sprawę. Właściciel warsztatu (ww) i jednocześnie główny mechanik jest oczywiście skory do pomocy. Zaczynamy rozmowę.
My: salem alejkum
Ww: salam (skrót od Alejkum Salem)
My: asma huja (słuchaj bracie- tak zaczyna się każdy dialog), mamy problem (znajomość arabskiego niewystarczająca, więc przechodzimy na francuski, a raczej na franko-arabski, tzw slang kooperancki))
Ww: jaki problem masz, bracie (to słowo oczywiście po arabsku)
My: mam zbitą przednią szybę, czy mógłbyś mi wstawić nową
Ww: a do jakiego samochodu?
My: do Renault
Ww: jaki model?
My : osiemnastka
Ww: nie ma problemu. A masz szybę
My: nie! A można tu gdzieś kupić?
Tu ww wyraźnie posmutniał, i z dezaprobatą zaczął cmykać i kręcić głową
Ww: ajajajaj, no no no! Handyk problem.
Teraz ja z kolei posmutniałem ale tonący brzytwy się chwyta.
My: A nie ma tu czasami Sonacomu? (taki Polmozbyt- Societe National de COMmunication)
Ww: jest tu zaraz za rogiem, otwierają o 15:00, ale do Renault – pas possible.
Nie mamy wyboru i o 15:20 zaspany sprzedawca Sonacomu (ss) otwiera wreszcie drzwi.
My: salem alejkum
Ss: salam. Czego pan sobie życzy, Monsieur (ładnie to wymówił- „mosju”, widac że stara się być grzeczny)
My: czy macie przednie szyby?
Ss: a do jakiego samochodu?
My: (do siebie: po co pytasz, przecież nie widać w sklepie żadnych szyb)- do renault
Ss: jaki model?
My: (jw.: przecież do renówek nie ma) – do osiemnastki
Ss: stenna szłeija (poczekaj chwilę)
I znika na zapleczu. Po chwili wraca i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy kładzie na blacie coś owinięte gęsto w papier.
My: co to jest?
Ss: przednia szyba do osiemnastki, Mosju. Trochę tylko pęknięta na rogu. Sprzedam bez faktury za pół ceny.
Bez faktury będą problemy w assurance (SAA, to takie PZU), ale oczywiście decydujemy się.
Wracamy do warsztatu.
My: Asma, mamy szybę, wstawisz ją teraz?
Ww: oczywiście, wjeżdżajcie na stanowisko
To „stanowisko” to taki sam uklepany placyk tyle że pod daszkiem. Wjechałem, ale coś mnie jednak nurtuje.
My: Widzisz, dostałem szybę w Sonacomie
Ww: to dobrze
My: a mówiłeś, ze nie ma
Ww: (jak do dziecka) no bo do Renault nie ma!
My: (z lekka ogłupiali, wskazując samochód) a to co jest?
Ww: (z poczuciem wyższości, kto zna się lepiej na motoryzacji?!) R18! Do R18 oczywiście są, ale do Renault nie ma!! Ma kensz!!
Tu mój małoletni syn, expert w dziedzinie motoryzacji zaniemówił i szczęka z łoskotem opadła mu na ziemię.

czwartek, 21 lipca 2011

na południu

Do Ouargli, niepisanej stolicy południowej Algierii mamy tylko 200 km i postanawiamy zwiedzać okolicę. Od czasu do czasu przy drodze są wystawione róże pustyni posklejane w olbrzymie fantazyjne stwory. Dookoła żywej duszy (nawet sprzedawców owych róż)- wielkie nic, poprzetykane kępkami trawy alfa.
Do czasu. Niby nikogo, ale zawsze jak stawaliśmy na chwilkę (człowiek miewa różna potrzeby), za chwilę pojawiał się w bezpiecznej odległości jakiś Arab i bacznie obserwował. My z synem dawaliśmy sobie swobodnie radę, ale moja żona była najwyraźniej niezadowolona. Skąd się oni biorą- dziwiła się- przecież na horyzoncie nikogo nie widać? Może leżą zagrzebani w piasku- zgadywałem- i czekają na okazje?
Tu mała dygresja: drogi w Algierii są generalnie dużo lepsze niż w Polsce, a nasz Dromex robi bardzo dobrą robotę. Jako ciekawostkę powiem, że najładniejszą obwodnicę wybudowano w 1984 roku dla miasta Rouina (co może nie dziwić, zawszeć to lepiej omijać ruiny), najlepsze zaś drogi miał wilajat czyli województwo Mascara (oczywiście wymawialiśmy-maszkara)

Z „Radia Koopera”
Chociaż rzecz to niebywała, trzech arabów w kierki grało.
Czemu w kiery, do cholery- krzyczy arab,
jak mas kara

Sama Ouargla- zaskoczenie in plus. Nic z przykrytego kurzem i piaskiem pustynnego miasteczka- tu galeria (sklep przemysłowo- spożywczy), tam suk (bazar), to na placyku wystawa róż pustyni, a nieopodal ciekawe muzeum tradycji i kultury. Na obrzeżu miasta – gaj palm daktylowych, a na szocie (chott- wysychające okresowo jezioro) mój syn ćwiczył baniolem swoje pierwsze rajdowe poślizgi. Ale czas w drogę- wracamy do tzw. cywilizacji czyli na północ w stronę Touggourtu.
Teraz już nie ma obawy o nocleg, po drodze mijamy luksusowy „Hotel Beduin” i za 5 dinarów (25 dinarów wchodziło na 1 dolara) możemy zanocować. Nie skorzystaliśmy. Po drugiej stronie szosy- grobowiec marabuta (świętego) wolał widać taki los niż nocleg w hotelu. W ogóle w Algierii (w odróżnieniu np. od Tunezji) marabutów jest dużo, przy każdej szosie, w każdym nieście, osadzie, ba- nawet na plaży.

poniedziałek, 18 lipca 2011

algieria cd- zastawa

Z cyklu: „opowieści algierskie”

Zastawa

Zauroczeni M’Zabem zapominamy o rzeczach przyziemnych i dopiero późnym popołudniem odkrywamy, że zmierzch wkrótce i warto się zakwaterować. Niestety w hotelu nie mogą znaleźć naszej rezerwacji, w najbliższej okolicy wszystko zajęte, radzą nam jednak by pojechać do niedużego hotelu w Beriane, ok. 40 km od Ghardaii. O dziwo w przytulnym hoteliku były miejsca, a rano schodząc na śniadanie zobaczyliśmy zaparkowaną obok naszego bagnola (czytamy: baniol- pieszczotliwie: stary grat) Zastawe 1100p, a w barze przy stoliku obok nas- rodaków z Oranu. Ponieważ na śniadanie proponowano nam wyłącznie świeże (?!- 800 km od morza?) ryby, przezornie zrezygnowaliśmy z usług restauracji, lecz zaimprowizowaliśmy wspólne śniadanie za własnych wiktuałów.
Wy też nie znaleźliście nic w Ghardaii?- zapytałem.
Nie- usłyszałem w odpowiedzi- my tu z konieczności, do Ghardaii jeszcze nie dojechaliśmy bo samochód się popsuł. Wyobraźcie sobie, wczoraj popołudniu zaczął przerywać, kasłać i w końcu stanął.
Tu na placyku??- zapytałem
Nie przerywaj! Niedaleko, koło takiej szopy. Stoję bezradny, bo aparat zapłonowy się rozpadł, a dzieciarnia, której zawsze jest pełno, poinformowała mnie życzliwie, że ta szopa to warsztat samochodowy i zaprowadziła do właściciela. Ten, jak dowiedział się o co chodzi, z niezmąconym spokojem poszedł z nami do szopy. Zaczął grzebać w kupie części zamiennych i za chwilę wygrzebał aparat zapłonowy do Zastawy 1100p model 1980!!! Zamontował i działa!

środa, 13 lipca 2011

El Ateuf

Sidi Brahim
Po drugiej stronie drogi wiodącej do Ouargli leży Bou Noura, otoczona murem wygląda jak warownia. Samo miasto nieduże (nie to co Ghardaia) więc i otoczyć je łatwo. Tylko po co?- pytam mieszkańca M’Zabu. Zdziwił się, przecież to „miasto kobiet”, mężczyźni w rozjazdach, więc aby komu złe myśli nie przyszły do głowy, obwarowaliśmy je murem.
Zupełnie zaś z boku leży El-Ateuf. Kilkanaście kilometrów jazdy wąską dróżką i znajdujemy się w innym świecie. Lepione z gliny domostwa, pomalowane na niebiesko- to dla odstraszania much. Wąskie uliczki, a wszystkie prowadza, nie do Rzymu lecz do centralnego punktu miasta jakim jest grobowiec Sidi Brahima- to też święty czczony w całej Algierii.
Gardien czyli cieć i przewodnik (nie wiadomo dlaczego tutaj strasznie drogi- zażądał 50 DA) oprowadza nas i opowiada różne historie. Na skarpie powyżej grobowca widać trzy prawie jednakowe domki- to są tzw trzy siostry- objaśnia nam cieć. Sidi Brahim wybudował dom jednej żonie, to natychmiast dwie pozostałe zażądały domów i dla siebie. Zmieniał tylko miejsce zamieszkania, a w zasadzie nocowania. No cóż- mówię- wytrzymał z trzema babami, gdy i z jedną wytrzymać trudno- na pewno był święty.


Wchodzimy do grobowca, w środku jednej z „komnat” pali się świeczka. Oj, dobry to znak- gardien jest zachwycony bo liczy na kolejne dinary- Sidi Brahim zapalił świeczkę przyniesie wam szczęście. Widzimy też i ptaszka, - spójrzcie!- mówi szeptem cieć- toż to sam Sidi Brahim, przyleciał was powitać (kolejne 20 dinarów). Sidi Brahim tutaj mieszkał!- tu pokazuje na pomieszczenie na podwyższeniu- w piątki zamieniał się w gołębia i latał na nabożeństwa do Ouargli (200 km). Na ścianie widzimy mnóstwo brązowych linii, takich o długości 30-50 cm, czasem 2-3 tuż obok siebie. Co to jest- pytam jeszcze nieświadomy. Jak to?- cieć zdumiony że musi takim matołom jak my wyjaśniać proste sprawy- on tu mieszkał! Nie wychodził!! Znaczy się widzimy najstarsze g… świata- skomentowała moja manżelka.

piątek, 8 lipca 2011

M'Zab- perła w skali światowej

ostatnio naszą podróż przerwaliśmy w el Beyadh, i kierujemy się teraz dalej na wschód na Laghuat. Im dalej na pustynię, tym częściej pojawiają się znaki: uwaga wielbłądy, a droga robi się coraz węższa. Czyżby oszczędzali na asfalcie lub na terenie? Nic z tego- drogi są zawiewane przez piasek i regularnie odśnieżane (przepraszam - odpiaszczane) przez pługi. Mijamy szybko senny Laghuat, i pędzimy co koń (mechaniczny) wyskoczy, bo niedaleczko rozłożyło się na wzgórzach 5 miast: Ghardaia, Melika, Beni Isguen, Bou Noura, i El Ateuf. Te 5 miast tworzy unikatowy w skali światowej klejnot – M’Zab.
Mieszkańcy M’Zabu- Ibadyci (lub nazywani po prostu - Mozabitami), mając niezaprzeczalne zdolności handlowe spędzają większość czasu w rozjazdach, pozostawiając żony dzieci i kozy na miejscu. O tym że przekracza to normalne standardy może świadczyć, ze Bou Noura nazywana jest miastem kobiet.
Stolica M’Zabu- Ghardaia jest już znana na świecie- otóż tam, na głównym rynku kręcono sceny do Indiana Jones.
Do „świętego miasta”- Beni Isguen otoczonego murem, nie można wejść bez przewodnika.

Można natomiast wejść, ba –nawet wjechać samochodem na sam szczyt Meliki, gdzie zlokalizowany jest cmentarz. Wszystko to w charakterystycznym mozabickim stylu, z czteropalczastymi zakończeniami wieżyczek minaretów, czy marabutów. Dolina M’Zabu oglądana z góry wygląda jak biblijny raj, a w gaju palmowym i oliwnym, rozsiane są domostwa. Ciekawostka- na rynku w Ghardaii, co tydzień jest tzw. „targ na krzyki” – a polega to na tym, że kupujący siedzą sobie, a sprzedający chodzą od jednego do drugiego, biegają i krzyczą zachwalając swój towar. Taka formuła. Sam się nie oparłem i kupiłem za dinara torbę daktyli.

czwartek, 7 lipca 2011

słowniczek podróżnika

-
zachodnią część Algierii i Maroko na razie opuścimy. przeniesiemy się w regiony troszkę bardziej na wschód. wschód- to znaczy Algieria wschodnia, Tunezja, Libia i Egipt- czyli region ociupinkę bardziej turystyczny, no i przydałby się może słownik podstawowych wyrażeń.
Język arabski używany w tym rejonie nie jest jednolity. Inne wyrażenia funkcjonują w Egipcie, inne a Algierii, ale trzon jest podobny lub zgoła ten sam.
To co napisałem jest tylko poznane z siedmioletniej praktyki. Nie z książek podręczników etc. Proszę zatem znawców o traktowanie "słowniczka" z przymrużeniem oka.

Słowniczek

Oto kilka użytecznych zwrotów po arabsku
Uwaga: staram się zachować pisownię polską, chociaż najczęściej wiele z poniższych zwrotów można spotkać w transkrypcji angielskiej bądź francuskiej
Liczebniki
1 -łached
2 -zus (klasyczne i do budowy liczb- etnin)
3 -tlata
4 -arba
5 -hamsa
6 -setta
7 -saba
8 -tamania
9 -tessa
10 -aszra
11 -łachdasz
12 -etnasz
13 -tlatasz
14 -arbatasz
15 -hamstasz
16 -...itd z dodatkiem „tasz” (akcent na tasz)
20 -aszrin
21 -łached-u-aszrin
25 -hamsa aszrin
30 -tlatain
40 …itd z dodatkiem “in”(akcent na in)
100 -mia
600 -setta mia
konstrukcja liczebników:
547 -hamsa mia saba arbain
dwa i pół:- zus-u-nus

grzecznościowe, przywitania itd
dzień dobry - saba’l hir
dobry wieczór - Sabah nur
do widzenia - massalama
bądź pozdrowion - salem alejkum
dziękuje - szukran
dziekuje bardzo - szukran ketir
proszę bardzo - afłan (odpowiedź na szukran)
jak leci - ke rak? (często też pytane:
Jak sie czujesz - kif halek ?
dobrze (odpowiedź) le bes, behi
dzięki bogu HAMDULILLAH (częsta odpowiedz na pytanie jak się czujesz)

patrz - szuf
słuchaj - asma
(wyrażenie często rozpoczynające konwersacje)
słuchaj bracie - Asma huja
tak - ajła
nie - la
ile? - gedasz?
która godzina - Gedasz sa?
Gdzie? - Łen?
nieważne - Malesz
UWAGA, być może - Belek
Dobry - - mleh, kłejs, saha
Niedobry- - nusz kłejs (poparte cmykaniem)
mały, pomału, powoli, spokojnie (często używane)- Szłeija
dużo, duży - Ketir, kibir-
jest - fi (na zachodzie- kein)
nie ma - ma fisz (na zachodzie- ma kensz)
pieniądz - flus
nie ma sensu -ma fisz fajda
kto ? – szkun ?
ja – ena
ty - enta
koniec! (np.)targów –HALAS (często używane)
jutro – bukra, gudua
może jutro, jak Allah dopuści - munken bukra insz Allah - ulubione powiedzenie arabów

woda - maja
chleb (ichni placek)- hobza
rzeka - uadi, ued
piasek - ramla, gaza
święto - aid
najważniejsze u nich święto: dzień barana - aid kibir
skrzynka - sanduk (czy nie z rosyjskiego?)
samochód - sayara
zepsuty, rozbity - kasura
sayara kasura - to częsty widok na ulicach arabskich miast

poniedziałek, 4 lipca 2011

Maroko wolne od cła (?)

W owym czasie w Maroku istniały 2 oazy wolnocłowe: Ceuta i Melilla- enklawy hiszpańskie w Afryce. Ceuta- łatwo dostĘpna- ot tylko skok przez cieśninę gibraltarską, ale do Melilli trzeba było dostać się promem z Malagi bądź też z Alicante. Więcej zachodu to i kontrola luźniejsza, nic więc dziwnego, że w graniczącym z Melillą Nadorze kwitł czarny rynek aż miło. Ceny takie że miałem wrażenie że dokładają do interesu. Kupiłem dżinsy za 7 dolców (służyły mi 5 lat) synowi fajną kurtkę zimową (swoją kiedyś nieopatrznie pozostawił w samochodzie) za 5 (!).
Zainteresowanie me wzbudził handlowiec odziany w sandałki, marynarkę i czapkę narciarską, sprzedający whisky, oferował ją za jedyne 6 zielonych. Niedużo, ale czy zdołam wwieźć ją do Algierii? No ale perspektywa potargowania się kusi, tym bardziej że menel nie mówi ni w ząb po francusku(??!)
-gedasz (ile)?-pytam po arabsku- sześć to strasznie dużo- dodaję.
Hamsa (pięć)- on na to.
Wydałem jęk zaskoczenie i zdziwienia
- ile??? uahed dolar, kueis? (proponuję bezczelnie jednego dolara)
Zrobił minę jakbym chciał mu zabić nieletnie dzieci, aliści przy uahed-u nus ( półtora) zaczął mięknąc a przy zus dolar (2) wymamrotał: “saha” i przybił piątkę. Oryginalny litrowy Jasio wędrowniczek widać wędrował niezbyt ostrożnie i chyba wypadł z transportu.
Z dala od utartych szlaków leży Chefchawan- różne są pisownie wszak oryginał istnieje tylko w arabskim- mówimy na to z polska - Szeszuan. W górach Rif umieściło się unikalne miasteczko, klimatem swym przypominające algierski klejnot M’Zabu – El Ateuf. Domy pomalowane na niebiesko (wiadomo, odstraszaj muchy), kontrastują i różnokolorowymi straganami z przyprawami i rękodziełem. Mieszkańcy też ubrani w tradycyjne stroje, nie jak w większości miast- na europejską modłę. Tutaj, jak rzadko gdzie koegzystują trzy religie: muzułmańska, chrześcijańska i żydowska. Bardzo dziwne w tym rejonie świata, gdzie największą obrazą jest nazwać kogoś psem lub Żydem. Taki tygiel koegzystencji religii widziałem tylko w Egipcie, gdzie kościół koptyjski jest na równych prawach z muzułmańskim.
Stąd do Ceuty, czyli drugiej obok Melilli enklawy Hiszpanii w Afryce już tylko dwa kroki.

piątek, 1 lipca 2011

Maroko

nie wyjechaliśmy jeszcze na wschód Algierii, w stronę Tunezji i Libii, toteż odwiedźmy na chwilkę kraj sąsiadujący na zachodzie. Troszkę był opisany i jeszcze będzie. Luźne impresje z dotychczasowych wizyt.


Droga z Oujdy do Tazy. Wieje sirocco jak cholera, pomarańczowy pył po horyzont. ale trzeba jechać dalej. W połowie drogi zatrzymuje nas partol policji. Zasieki i kolczatka wyglądają groźnie lecz to tylko rutynowa kontrola. Flik dokładnie sprawdza dokumenty i przepytuje gdzie dlaczego i na jak długo jedziemy.
Uwaga! możemy natknąć się na tzw trójwładzę
- policja czyli shorta (szorta) grasująca przede wszystkim (lecz nie tylko) w miastach
- żandarmeria czyli al.-darak- groźna zwłaszcza poza miastem
- celnicy czyli douane, nie tylko w rejonach przygranicznych


Po uzyskaniu pełnych informacji puszczają nas dalej.
Dojeżdżamy do Tazy, na małym placyku zatrzymuje nas władczym gestem policjant, 190 wzrostu, 120 kg , i z wolna kołysząc się zmierza do nas. Scena jak z westernu.
Dochodzi wreszcie do samochodu, odkręcam szybę, pochyla się i…
Ca va?- pyta cienkim głosikiem
Ca va- odpowiadam.
Sprawdzamy tylko (jakby się tłumaczył) czy wszystko w porządku, miałem komunikat z posterunku z drogi na Oujdę że tu jedziecie.
Poczuliśmy się pewniej.

Szukamy suku (bazaru). Wg opisu powinien gdzieś tu być, stoję na ulicy jak głupi i rozglądam się. Z tłumu wyłania się jakiś obdartus i pyta grzecznie czy może pomóc. Mówię, że szukam suku a on na to że podjedzie ze mną samochodem i pokaże mi. Nieświadom tego co mnie czeka (przez miedzę w Algierii tego nie było) wpuszczam gościa do auta, a ten każe mi wykręcić na druga stronę ulicy i zatrzymać się. Okazało się, że staliśmy dokładnie naprzeciwko suku. Wysiadamy i idziemy na suk a obdartus z nami i nawija że będzie naszym przewodnikiem. Stanowczo mówię HALAS (koniec) i że dziękuje za usługi, a ten bandyta na to, że muszę mu zapłacić 25 dirhamów bo stracił pół godziny. Wkurzyłem się. Asma - mówię- chciałeś przejechać się luksusowym samochodem i wynająłeś sobie mnie jako taksówkę, a to kosztuje 25 dirhemów. Płacisz, czy zawołać policje!?
Popatrzył złym wzrokiem, ale zmył się.

Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.