Tunezja- wycieczka:
Na Okęciu tłumek rodaków, część jedzie do Afryki po raz pierwszy, część (ta mniejsza) bywalców zachowuje, lub udaje, spokój i luz. Koło nas małżeństwo- nazwijmy ich Ziuta z Ziutkiem- strasznie podekscytowane. Ziutek ciągle dopytuje czy pozwolą mu wnieść na pokład piersiówkę na uspokojenie nerwów, bo strasznie boi się latać. Ale są dobrej myśli bo wykupili najbardziej luksusowy (fakt, bardzo drogi) hotel w samym Sousse, All Inclusive. Ponieważ taksówka w drodze na lotnisko niemiłosiernie trzęsła i włączone było ogrzewanie- wysiadłem z przeświadczeniem, że przydałby mi się aviomarin. Niestety na Okęciu- brak, bo to na chorobę morską(!?)- jak usłyszałem. Nie załamuję się jednak, w samolocie na pewno stewardessa będzie miała. Wyglądam pewnie nieszczególnie, ale Ziutek chyba jeszcze gorzej. Na pokładzie samolotu 1:0 dla Ziutka- udało mu się przeszmuglować(!!?) na pokład piersiówkę, aviomarinu brak. O dziwo dla nas obu lot przeszedł gładko.
Na lotnisku w Tunezji czeka na nas autokar z sympatyczną pilotką Basią i rozwozi do hoteli. Jako pierwszy na trasie, tuż przy lotnisku, w szczerym polu, za pancernym murem, panna Basia anonsuje że to getto to hotel 5*. Przerażające, ale widać są amatorzy spędzania czasu na piciu whisky nad basenem hotelowym. Ziutek z Ziutą też wysiedli w swoim pięciogwiazdkowcu, choć Ziutkowi w tej chwili było dokładnie wszystko jedno. Nasz hotel fajny, w normalnej dzielnicy koło sklepików, restauracyjek, etc. Do plaży 200m, posiłki HB.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz