Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

tlemcen- miasto wyjątkowe

Z Marsa Ben Mhidi do Oranu „rzut beretem”- raptem 150 km

Z „Radia Koopera”:
Raz w Oranie, przy straganie, się spotkały cztery dranie
Pijąc wodę na śniadanie, bo akurat była w kranie.

Nawet ci, co nie czytali dżumy Camusa nazwę Oran znają dobrze. A że jesteśmy blisko- oczywiście odwiedzamy to piękne miasto. Oran, stolica zachodniej Algierii miał spore związki z Hiszpanią, i w takim stylu został zbudowany. Zapuszczamy się do centrum, lecz wizytówką Oranu jest bulwar nadmorski czyli „Front de mer”

Ale prawdziwą stolicą kulturalną zachodu Algierii jest, leżące na pł-zach od Oranu, Tlemcen- „miasto sztuki i historii”- jak głoszą napisy przed wjazdem do miasta w miejscowości El Ourit, gdzie zachował się most kolejowy autorstwa Eiffela.

Z cyklu: „opowieści algierskie”
Front de mer

Byłem w Oranie- zakomunikował mi kolega jakieś 2-3 tygodnie po przyjeździe- pięęęęęękne miasto, za szczególnie ten bulwar nadmorski, mówią na to jakoś tak frąde mer, czy coś takiego. Kolega francuski znał ze słyszenia a i to niedokładnie, choć starał się uchodzić za poliglotę.
Rysiu- mówię- źle usłyszałeś, to nazywa się FLAN de MERDE*. Ale wiesz co, idź i pochwal się chłopakom. Za chwile słyszę głośny rechot i huk. To jeden z naszych kolegów pękł ze śmiechu
• dla niewtajemniczonych: flan- to taki deser, coś w rodzaju budyniu,
• merde- w towarzystwie chyba nie trzeba tłumaczyć.
Z serii- „limeryki”

...na zachodzie zaś, w Tlemcenie
kiedy cnota była w cenie
pani ...owa z panną ...owską
patrzyły się na to z troską
i szeptały „nikt nie chcemie”

po przyjeździe panny Joli
co do woli się swawoli
znowu miały powodzenie



Tlemcen (dawniej Pomeria), było ważnym ośrodkiem kulturalnym starożytnego Maghrebu. Z dala już widoczne mury kompleksu pałacowego Mansourah z charakterystyczną, z lekka obłupaną wieżą. Piękna panorama miasta widoczna jest z plateau, którego charakterystycznym punktem jest grobowiec świętego- Marabuta. Warto tu się zatrzymać (polecam hotel Zianides) i pochodzić po starej dzielnicy miasta, (nawet po zaułkach zarezerwowanych tradycyjnie dla kobiet z zakupami) odwiedzić główny plac z muzeum i Dużym Meczetem (Grand Mosquet), ale tak naprawdę to NIE DO PRZEOCZENIA jest nieduży meczet Sidi Boumediena.

Z cyklu: „opowieści algierskie”
przestroga
Meczet Sidi Boumediena zlokalizowany jest z dala od centrum miasta i tylko tubylcy lub wtajemniczeni znają do niego drogę. Nic dziwnego zatem, że gdy mój przyjaciel Andrzej K. z licznym towarzystwem wybierali się z Oranu na zwiedzanie Tlemcen, umówiliśmy się, że przede wszystkim TAM ich zaprowadzę.Wejścia do meczetu strzegł gardien czyli strażnik (lub bardziej przystępnie- cieć), który nakazał zdjąc buty, zakazał robienia zdjęć (oczywiście w zakresie ograniczonym- tu ograniczenie wynosiło aż 10 dinarów) i udobruchany, że poprosiliśmy go (kolejne 20 dinarów) by był nam przewodnikiem, opowiadał różne ciekawostki. Między innymi pokazał nam studnię leczącą bezpłodność a działająca ponoć w 100%. Nasze koleżanki z Oranu nie skorzystały z przestrogi i oczywiście napiły się natychmiast wśród żartów i śmiechów. Do śmiechu natomiast nie było, gdy wkrótce OBIE skonstatowały, że są w ciąży.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.