Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.

piątek, 29 listopada 2013

Masca czy Machu Picchu

Wieczory spędzamy przy muzyce, gdzie trzech (na zmianę) pianistów daje koncerty. Pianiści różnej maści i klasy, jednego udało się wszelako przekonać do zagrania 2 pięknych preludiów Chopina. Drugi- artysta czujący klimat i rytmy, płynnie zmieniający ragtime w swing. Trzeci- znakomity kontakt z publiką, nieomalże koncert życzeń. Uszczęśliwiony, że znalazł się słuchacz rozpoznający (choć z grubsza) to co on gra. Pogadaliśmy na tematy muzyczne, przekonałem go do muzyki Erica Satie, dał mi swą wizytówkę, i w ogóle zaprzyjaźniliśmy się.
Wypożyczalnia aut, niedaleko hotelu miała dużą zaletę- była stosunkowo tania. I do tego podstawiali auto pod sam hotel. Wyjaśniło się szybko dlaczego- otóż właściciel nie dysponował żadnym (prócz hiszpańskiego) językiem. I dobrze, bo wszak przyrzekałem sobie nie używać tu obcych języków. Mój hiszpański okazał się wystarczający na tyle, by pewnego pięknego poranka zapakować się w świeżo wypożyczone Polo i wyruszyć w góry.
Naszym celem jest górska wioska Masca. Droga zawęża się i wije jak znerwicowany padalec. Pod niektóre wzniesienia musze wjeżdżać na jedynce, a zakręty (agrafki) taki że Polo- zwrotne jak zając- ledwo się mieści. Moim Volvo byłbym tu bez szans. I wreszcie jest. Nie wierzę własnym oczom- otóż przed nami skała
jak z Machu Picchu! Nie trzeba jechać przez pół świata. Prześliczna wioska przylepiona do zbocza gór, w oddali widać morze. No i kanion. Jednostronny- prowadzący(tak jak wąwóz Samaria na Krecie) do morza. Powrót, ze względu na znaczny spadek- niemożliwy. Nie skorzystaliśmy. Odwiedzamy za to muzeum tradycji i folkloru. Tu, o dziwo, przewodnik nie dysponuje językami, ale buźka rozpogadza mu się, gdy proponuję hiszpański. Wychodzi wszystko świetnie i chłopak wniebowzięty odmawia wzięcia choć symbolicznej opłaty.
Jazda przez prześliczne góry owocuje ładnymi zdjęciami. Na przylądek Teno nie dotarliśmy, wystraszyły nas tablice informujące, że jedziemy na własne ryzyko, bo zdarzały się przypadki zmycia samochodu do morza przez wodą spływającą z gór. Albo zdmuchnięcia ze skalnej półki. A dzień był wietrzny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.