Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.
czwartek, 2 lutego 2012
pierwszy obiadek w Maroku
3” Na obiad rozczarowanie. Czy jest jakaś porządna zupa?- pokazują mi pomyje po płukaniu kotła z warzywami. Jest siorba?- nie ma. Jest harira?- nie ma. Macie merguezy?- nie ma. A może burki (brick, taka zbieżność brzmieniowa). Nie ma. Ma kensz! No to co macie? Mamy, Mosju- tazine. Tazine to w zasadzie nie jest danie lecz naczynie z charakterystycznym przykryciem w kształcie stożka. W tym naczyniu można upiec (?udusić?) wszystko. Zamawiam jagnięcinę w warzywach. Smaczne ale chyba kiedyś jadłem lepsze. Przy okazji widzę (słyszę) jak para z naszej wycieczki nie może ani rusz dogadać się z restauratorem. Pomagam zatem w zamówieniu i w zamian:
- To oni a nie my otrzymują swój tazine wcześniej. Zjedli zapłacili i wyszli a my jeszcze czekamy
- gdy już po ponadnormatywnym oczekiwaniu ponagliłem ich, dostaliśmy wreszcie swoje i przyszło do płacenia okazało się że doliczyli i ich obiad no mojego rachunku (przecie zamawiałem, to czemu teraz nie chcę płacić?!). Zdziwiony właściciel skorygował jednak rachunek.Duży plus- na suku udało mi się bez żadnego kłopotu kupić wreszcie porządne pieczywo- hobzę którą wcinamy z apetytem czekając na naszego tazina.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz