Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.

czwartek, 24 listopada 2011

karabusz

Wyjazd samochodem po raz pierwszy na ulice Trypolisu był prawdziwym szokiem. Główne ulice zakorkowane totalnie, na podrzędnych też Meksyk, szybko jednak nauczyłem się poruszać w warunkach tej wolnoamerykanki. Wjeżdżało się “na rączkę”- odkręcona szyba i podniesiona ręka i jazda, wpuszczali zawsze mimo iż jechało się zderzak-w-zderzak. Wyprzedzanie z prawej i lewej, przejazd na czerwonym świetle, skręty bez kierunkowskazów, jazda w nocy bez świateł, autostradą pod prąd- to wszystko chleb codzienny. Ale zasady współpracy bardzo dobre i per saldo jeździło się tam łatwiej niż w Polsce. Nikt też przesadnie nie przestrzega zasad oprócz jednej: jesteś Libijczykiem- masz rację, toteż unikamy wszelakich konfliktów z miejscowymi bo i tak stoimy na straconej pozycji. A co się dzieje- ktoś dociekliwy mógłby spytać- w przypadku kolizji dwóch Libijczyków, obaj przecież racji mieć nie mogą. Tu zasada też jest prosta- rację ma lepszy (droższy) samochód. Proste!
Uzbrojony w powyższe mądrości jeździłem po Libii coraz pewniej, kiedyś wyprzedziłem z prawej (normalka) marudera trzymającego się upacie lewej. Niestety miałem pecha bo 1- wzbiłem tuman kurzu leżącego na jezdni przy krawężniku, 2- wyprzedzany był Libijczykiem 3- na skrzyżowaniu do którego zmierzałem stał policjant. Bez żadnej dyskusji zabrał mi dokumenty i kazał zgłosić się na policji (dobrze że znałem słówko “szorta”- policja) na szara Naser czyli w komisariacie przy ulicy Nasera.

Następnego dnia z tłumaczem z mojej firmy (obowiązujący język- arabski) stawiliśmy się na komisariacie. Na wstępie trzeba odbyć rytuał obowiązkowy, a więc pytania o zdrowie, o zdrowie żony, dzieci, potomków kuzynów i baranów i kóz. Obowiązkowa herbata z cukrem 1:1, i smakowitym siorpaniem i mlaskaniem. I już po pół godzinie można przejść do meritum. Cienki jestem jeszcze w arabskim- dopiero pół roku w tym kraju- ale już odróżniam słowa: sayara- samochód, nusz kłejs- niedobrze, i (o zgrozo) KARABUSZ- więzienie!. Struchlałem bo o tutejszych więzieniach nasłuchałem się horrorów. Czekam jednak grzecznie spodziewając się najgorszego. W końcu Piotruś, nasz tłumacz mówi: popełniliście (?) przestępstwo- tzn ty i twój samochód. Ty jesteś bardzo cenny bo pracujesz tu jako wybitny specjalista ( tak im wytłumaczył!!) zatem do więzienia idzie samochód!! Jutro masz się zgłosić z samochodem. Zgłosiłem się. Pobrali oda mnie odciski palców, od mojego volkswagena- odciski opon, zrobili nam zdjęcia i …. nie nie, nie zabrali auta. Ja sam musiałem się zgłosić do więzienia dla samochodów. Tydzień (!) trwało wstawianie samochodu do karabusza, dwa tygodnie zasądzonego aresztu i tydzień go wyciągałem. A wszystko to przez pecha…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.