Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.
piątek, 16 listopada 2012
Jordania i Egipt w 2 tygodnie.
No i wreszcie. Wycieczka planowana od lat kilku nie dochodziła do skutku. Ale wreszcie doszła. W planie jest lot do Sharm-el-Sheikh, stamtąd wyjazd do Jordanii na tydzień i powrót tą samą drogą. Wyjazd organizowany jest przez niezawodne jak dotąd Rainbow Tours czyli w skrócie Rambo. Mamy z tym biurem same dobre doświadczenia toteż w dobie gdy biura padają jak muchy lepiej zwrócić się do kogoś zaufanego.
Na początek przedsmak tego co będzie na wycieczce czyli ranne wstawanie. Rambo już od początku aplikuje nam dawkę uderzeniową każąc stawić się na lotnisku o 3 rano. Ale nic to, przecież już niedługo będziemy mogli wylegiwać się jak paniska do 6 rano. Na początek kwaterują nas w hotelu Luna. Hotel fajny gdyby nie narzucone nam siłą towarzystwo komarów. I nie tylko. „Tawariszczi amerykańce” też są dość uciążliwi zwłaszcza jak opanują bar.
Ale to tylko 1 dzień bo następnego dnia ruszamy do Akaby. Żeby nie było łatwo czeka nas przejazd po drodze przez Izrael. Czyli robimy 2 granice, nie jedną. Ni ma letko, Izraelici zapalczywie poszykują terrorystów toteż kontrola się wlecze, a słonko grzeje. Gdy przekracza 35 przypominam sobie że biegunem ciepła (obejrzyjcie pogodynkę) jest Ejlat do którego właśnie wjeżdżamy.
Nie wiedzieć czemu konwersacje zaczynają od: gawarisz po ruski? Czy coś w tym guście. Na moją odmowną odpowiedź funkcjonariusz bardzo się zmartwił- no bo co ta za Polak co nie mówi po rosyjsku, i bez specjalnej nadziei spytał o angielski. Buzia mu się natychmiast rozpogodziła i zadał kilka rutynowych pytań jak: czy to mój bagaż? na pewno? czy nie przyjmowałem jakichś tam podejrzanych przesyłek? czy mam narkotyki? a może broń? czy planuję zamach? itp.
Na inne wymiany uprzejmości nie było już czasu bo wycieczka ma swój program. Ale kilkoro z naszej grupy przetrzepali. Dość wybiórczo bo np. kolesia który totalnie niekumaty do wszystkich nie-polaków mówił: kolega! No i dalej rzecz prosta po polsku. Ale też i koleżanki młode i atrakcyjne z niezłym angielskim.
Jordania. Już od granicy widzimy że ten kraj żyje sportem. Co rusz tablice: Michael Jordan, Simon Amman czy też Petra (Majdic?) i ten cudowny plakat : Amman loves Petra. Po trudach podróży przydałby się odpoczynek. Od jutra czas na wrażenia. Jeszcze intensywniejsze
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz