Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Morze Martwe

Swego czasu, a całe wieki to trwało, krzyżowcy nawracali bezbożnych na prawdziwą wiarę. Takich ”krzyżowców” walczących krzyżem o jedynie słuszną sprawę spotykamy natabene i dziś. Dziś zresztą role się odmieniły- to „wierni” będący aktualnie w XV wieku walczą z niewiernymi chcąc zawładnąć światem. Jeszcze troszkę więcej „tolerancji i demokracji” a uda im się. Tak czy owak spuścizną owych walk są zamki tak jednej jak drugiej strony, niektóre zachowane do dziś. Do jednego takiego zamku- Ajloun pojechaliśmy. Zwiedzanie zamku nie trwało długo bo przed nami atrakcja bardziej historyczna niż widowiskowa-

miejsce chrztu Chrystusa na brzegu rzeki Jordan. Obok kościół św Jana Chrzciciela z pięknymi i dobrze zachowanymi malowidłami w środku. Termometry wskazują już grubo ponad 30 stopni w cieniu toteż z niekłamaną radością przyjmujemy wiadomość o kąpieli w Morzu Martwym. Martwe bo tak zasolone że żadne życie tam nie istnieje. No i rzecz prosta ta ilość soli i innych minerałów powoduje zwiększoną gęstość.

Nie ma mowy zatem o żadnym utonięcie, człek utrzymuje się leżąc na powierzchni wody jak na materacu. Miejscowi tez korzystają z dobrodziejstw takiej kąpieli, widzimy faceta rozebranego do gaci z żoną zawiniętą szczelnie w czarny całun. Wciąga ją do morza, ona tam sobie kuca na kilkanaście minut.

Nadchodzi też delegacją świątobliwych mężów, jeden z nich, z wyglądu chyba imam, jest pieczołowicie kąpany przez pomocnika. Dwóch pozostałych się przygląda lecz bez specjalnego zainteresowania. Można wysmarować się błotem, ponoć dobre to na wszystkie możliwe choroby.

Można i nie, zmycie tego osadu z wody morskiej nie jest łatwe, i nie wszyscy zmywają wierząc w uzdrawiające właściwości. Ale nawet po zmyciu tłusty osad na skórze pozostaje jeszcze długo. A ładna fotka w błocie pozostaje w albumie (?komputerze?) na dłużej

piątek, 23 listopada 2012

prezentacje


udało się po długich i ciężkich cierpieniach obrobić zdjęcia z podróży- z Jordanii i Egiptu. prezentacje wrzuciłem tu: http://www.dailymotion.com/piautre#video=xtnc3p. Rafy morza czerwonego warte odrębnego filmiku. na youtube
http://www.youtube.com/results?search_query=dzidekwowa&oq=dzidekwowa&gs_l=youtube.12...6084.6084.0.7890.1.1.0.0.0.0.77.77.1.1.0...0.0...1ac.1.3aep2QtAO5w

środa, 21 listopada 2012

Jordania cz 2 Wadi Rum


Wrażenia zaczynają się od pustyni Wadi Rum. Wpisana na listę UNESCO pustynia robi rzeczywiście wrażenie. Niesamowite formy skalne, piaszczyste wydmy, wąwozy, ryciny i inskrypcje naskalne sprzed 5 tysięcy lat- z grubsza z okresu „grawiurów” z okolic Djanet- gór Tassili. Choć tam jest ich więcej.

Zaczyna się od jazdy terenowymi Toyotami i innymi Jeepami. Kierowcy jakby odgadując życzenia pasażerów (aliści nie wszystkich) zaczynają się ścigać po pustynnych ścieżkach. Wygrywa nasz kierowca co wywołuje zachwyt i euforię wręcz. U niego. U nas zaś potrzebę rozmasowania obitych różnych części ciała i potrzebę natychmiastowego zażycia aviomarine (jak kto ma). Ja nie miałem.

Nie miała tych problemów miejscowa wycieczka dziewczyn zakutanych w chusty. Praktyczne bo chronią wspaniale przed piaskiem pustyni. Bardzo przydatne przy wjeżdżaniu Land Roverem na wydmy pod takim kątem że łamane są na pozór prawa fizyki.

Piski dziewczyn zachęcają tylko kierowcę do większego ryzyka. Potem wizyta w namiocie Beduinów gdzie „za bezcen” można nabyć pustynne pamiątki i napić się herbaty z miętą. Wracamy do hotelu w Akabie (pisownia lokalna Aqaba). Nazajutrz wyjazd rano.

piątek, 16 listopada 2012

Jordania i Egipt w 2 tygodnie.



No i wreszcie. Wycieczka planowana od lat kilku nie dochodziła do skutku. Ale wreszcie doszła. W planie jest lot do Sharm-el-Sheikh, stamtąd wyjazd do Jordanii na tydzień i powrót tą samą drogą. Wyjazd organizowany jest przez niezawodne jak dotąd Rainbow Tours czyli w skrócie Rambo. Mamy z tym biurem same dobre doświadczenia toteż w dobie gdy biura padają jak muchy lepiej zwrócić się do kogoś zaufanego.

Na początek przedsmak tego co będzie na wycieczce czyli ranne wstawanie. Rambo już od początku aplikuje nam dawkę uderzeniową każąc stawić się na lotnisku o 3 rano. Ale nic to, przecież już niedługo będziemy mogli wylegiwać się jak paniska do 6 rano. Na początek kwaterują nas w hotelu Luna. Hotel fajny gdyby nie narzucone nam siłą towarzystwo komarów. I nie tylko. „Tawariszczi amerykańce” też są dość uciążliwi zwłaszcza jak opanują bar.

Ale to tylko 1 dzień bo następnego dnia ruszamy do Akaby. Żeby nie było łatwo czeka nas przejazd po drodze przez Izrael. Czyli robimy 2 granice, nie jedną. Ni ma letko, Izraelici zapalczywie poszykują terrorystów toteż kontrola się wlecze, a słonko grzeje. Gdy przekracza 35 przypominam sobie że biegunem ciepła (obejrzyjcie pogodynkę) jest Ejlat do którego właśnie wjeżdżamy.

Nie wiedzieć czemu konwersacje zaczynają od: gawarisz po ruski? Czy coś w tym guście. Na moją odmowną odpowiedź funkcjonariusz bardzo się zmartwił- no bo co ta za Polak co nie mówi po rosyjsku, i bez specjalnej nadziei spytał o angielski. Buzia mu się natychmiast rozpogodziła i zadał kilka rutynowych pytań jak: czy to mój bagaż? na pewno? czy nie przyjmowałem jakichś tam podejrzanych przesyłek? czy mam narkotyki? a może broń? czy planuję zamach? itp.

Na inne wymiany uprzejmości nie było już czasu bo wycieczka ma swój program. Ale kilkoro z naszej grupy przetrzepali. Dość wybiórczo bo np. kolesia który totalnie niekumaty do wszystkich nie-polaków mówił: kolega! No i dalej rzecz prosta po polsku. Ale też i koleżanki młode i atrakcyjne z niezłym angielskim.


Jordania. Już od granicy widzimy że ten kraj żyje sportem. Co rusz tablice: Michael Jordan, Simon Amman czy też Petra (Majdic?) i ten cudowny plakat : Amman loves Petra. Po trudach podróży przydałby się odpoczynek. Od jutra czas na wrażenia. Jeszcze intensywniejsze

Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.