Maghreb, czyli miejsce gdzie zachodzi słońce - to jedna z pierwszych definicji, która wryła mi się w pamięć podczas wieloletniego pobytu w północnej Afryce. Pozostała fascynacja architekturą, kulturą i historią, nostalgia za przepięknymi krajobrazami, ciepłem morza Śródziemnego. Wszystkie kraje północnej Afryki, której dominującą częścią (zachodnią) jest właśnie Maghreb są z pozoru podobne, a jednak różne. Wyruszymy w podróż po tej fascynującej krainie.
wtorek, 1 stycznia 2013
ogrody sułtańskie
Następnego dnia rozwozimy towarzystwo- tych co wracają – na lotnisko, tych co zostają- do hoteli. Ponieważ rozwózka i wymeldowania jest o w samo południe, mamy trochę czasu na wypoczynek nad basenem. Pływa ze mną ( a raczej tapla się bo płytko) kilku naszych. Ciekaw jestem jak to głęboko- mówi jeden z nich. Na brzegu facet wypożyczający ręczniki przygląda się nam więc go zagaduję.
Metr- mówi, i po krótkim zastanowieniu dodaje- siedemdziesiąt.
Tłumaczę to moim towarzyszom ale przy okazji protestuję:
1,70? Chyba aż tyle nie- mówię- może półtora metra?
Tak- zgodził się nadspodziewanie łatwo- chyba półtora.
Jak widać zgodny to i niekłótliwy naród. Tu jednak konwersacja się przestała kleić bo facet choć biegły w arabskim, znał z angielskiego tylko jedno słowo: towel- ręcznik. W swej jakże odpowiedzialnej pracy liczebniki (one- two- three..) mógł łatwo przeskoczyć pokazując na paluszkach. No ale wreszcie czujemy prawdziwy oddech wakacji, nie musimy wstawać rano, trząść się w autokarze. Pełen luz i odpoczynek.
Nasz hotel (Sultan Gardens) , a w zasadzie niezależna wioska to prawdziwe ogrody sułtańskie. Najwyższy standard, obsługa jakby z innego- niearabskiego- świata. No i cudowna rafa tuż przy plaży. Jutro (obiecuję sobie wypróbuje sprzęt- aparacik kompaktowy Nikona z wodoszczelną obudową.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz