Droga do Istambułu- czerwona wg mapy- zaskoczyła nas, niestety in minus. Kręta, wyboista, dziura na dziurze, i gdyby nie drogowskazy na Turcję pewnikiem zmienilibyśmy trasę. Okazał się ,że zamiast remontować (modernizować) drogę, obniżyli jej status ( do żółtej), a czerwoną (wraz z numerem) przenieśli na starą żółtą, o czym dowiedzieliśmy się dopiero w drodze powrotnej.
Jeszcze tylko niezamierzone korowody na granicy (1 godzina) i meldujemy się w Turcji. Drogi wspaniałe, zachęcające do szybszej jazdy, ale gdy naiwnie, na autostradzie ustawiłem na tempomacie 130, zatrzymała nas policja. Okazało się ze owa autostrada jest tylko drogą szybkiego ruchu, bo jeszcze nieodebrana, i można tu jechać tylko 99km/h (??!). Sztuka negocjacji pozwoliła wykpić się za 50 Euro (z proponowanych 300).
Przed wyjazdem przezornie wgrałem do Garmina (czyli Gargamela) aktualna mapę Turcji, i bardzo dobrze bo bez tego błąkalibyśmy się po Istambule do dziś.
Ten godzinny dojazd do hotelu to niezapomniane przeżycie, naprzód wyrzuciło nas z głównej drogi (tylko dla tramwajów i taksówek), potem uliczka zaczęła się zawężać do szerokości objuczonego osła, jechałem po kramach i towarach wystawionych na ulicę, przez zakazy wjazdu czy zgoła ruchu.
Gargamel podprowadził nas pod sam hotel, a urzędujący przed drzwiami portier spojrzał na rejestrację, zdjął pachołek i wskazał miejsce do parkowania. Ponieważ zarezerwowałem hotel w starej dzielnicy Sultanahmed, w pobliżu wszystkich najważniejszych miejsc, przewidując potencjalne problemy napisałem do hotelu Legend z prośbą o rezerwację miejsca parkingowego. I bardzo dobrze, bo miejsc było w sumie 2!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz